O dziecięcej odwadze
O dziecięcej odwadze, o byciu autentycznym przy swoich przekonaniach, potrzebach, słowach, czynach. Ja osobiście postrzegam dzieci jako bardzo odważne istoty. W krzykach, tupaniach, „pyskowaniu”, ciągłemu kłóceniu się i stawianiu na swoim widzę odwagę bycia przy sobie, przy swoich potrzebach. Wiadomo, są to ludzie którzy moszczą się w swoim osobistym języku komunikacji i często ten język jest dla nas taki trudny. To fakt! To jest temat z rodzicielskiego kawałka, dlaczego to tak nas kłuje, dlaczego nam z tym tak trudno. Warto się temu poprzyglądać, porozważać. Przychodzę dziś z propozycją, żeby uważnie robić sobie przerwy, małe zatrzymania zanim damy się wciągnąć w kolejną wojenkę przez nasze dzieci. Mam taki pomysł, żeby zaproponować spojrzenie z innej perspektywy na dzieci, jako na ludzi w swoim rozwoju. Na razie korzystają może ze strategii, które nie zakładają widzenia potrzeb innych (szczególnie rodzicielskich) poza swoimi. Ale to taki właśnie czas w ich życiu, potrzebują się naprawdę zająć sobą do końca, napełnić po brzegi, żeby zacząć brać innych pod uwagę. Na pewno widać jaskółki nadziei, gdy są uważni i uregulowani pytają się co zrobić, jak pomóc, jak zaradzić. Zazwyczaj jest tak, że czas napięcia nie służy do tego, żeby tę swoją rodzicielską perspektywę pokazywać. Wszystko jest procesem, najpewniej potrzeba trochę czasu, aby emocje opadły nam wszystkim i to miejsce na widzenie innych perspektyw się zmieści. Przychodzę też z tematem wspierania odwagi w naszych dzieciach, zauważania ich odwagi, promowania, a nie gaszenia. W tych dziecięcych doświadczeniach krzyku czy kłótni, dzieci potrzebują poczuć się widziane i słyszalnie, a naszą rolą jest to im dać. Z biegiem czasu język ich komunikacji będzie się stawał delikatniejszy, łagodniejszy, bo potrzeba widzenia, zaopiekowania zostanie spełniona